"Wenn Du reisen willst, mußt Du die Geschichte dieses Landes kennen und lieben".

poniedziałek, 22 października 2012

Dźwięk Ludzi. Dźwięk L'Aquili

Pisałam jakiś czas temu o przygnębiającym obrazie L'Aquili - mieście, które nie podniosło się z gruzów po trzęsieniu ziemi, jakie je nawiedziło ponad 3 lata temu. 

Dziś znalazłam informację o projekcie "Dźwięk ludzi" mediolańskiej Artystki Anny Dusi. Performerka w zamkniętej (tzw. "czerwonej", czyli opuszczonej po 6 kwietnia) strefie miasta, zainstalowała głośniki, z których płyną dźwięki kojarzące się nieodparcie z życiem codziennym - szczęk sztućców, śmiechy bawiących się dzieci, szczekanie psa, rozmowy międzysąsiedzkie, dźwięk zatrzaskiwanego okna, kroki przechodniów. 

"Ożywić dźwięki zapomnianej ulicy, jak gdyby był normalny dzień, dzięki czemu widz,  przywoła w pamięci dźwięki codzienności,  która zniknęła. Przywoła z nadzieją, że któregoś dnia pojawią się znowu. 
Projekt "jest hołdem dla mieszkańców miasta, hołdem dla drogich im miejsc, w oczekiwaniu na odrodzenie. Jest także bodźcem, żeby iść naprzód. Jest sposobem na podpatrywanie nas samych i próbą znalezienia odpowiedzi na pytania: kim jesteśmy, skąd pochodzimy i jak żyć w miejscu, które doświadczyło tak głębokiego zranienia.
Poezja dźwięków, które trzeba pamiętać, bo tylko dzięki pamięci możemy dokonywać zmiany".

Instalacja dźwiękowa była prezentowana w dniach 2-7 września, codziennie od 17.00 do 24.00, na ulicach: via Bominaco, via Accursio oraz via Tempera.

wtorek, 2 października 2012

Świat, którego nie ma

Dzięki inspiracji Cafe Bodo II RP, za sprawą filmu "Judeł gra na skrzypcach" (1936r.) dowiedziałam się o istnieniu silnego ośrodka kina jidysz w przedwojennej Polsce. Wyprodukowano wtedy kilkanaście filmów pełnometrażowych w tym języku. 

Pomijając retorykę, typową dla produkcji tego czasu (płytka, bajkowa fabuła, nadekspresyjna gra aktorów), film wart jest poświęcenia chwili uwagi. Przede wszystkim ze względu na język, którym przed wojną posługiwała się na co dzień rzesza Polaków wyznania mojżeszowego. 

Szkoda trochę, że lektor skutecznie zagłusza jego melodyjność (żałuję po cichu, że nie znam na tyle jidysz, aby rozumieć niuanse). Pozostaje wsłuchać się w zacną muzykę, skomponowaną przez Abrahama Ellsteina, który sięgnął oczywiście do tradycji klezmerskiej. Pozostaje pooglądać filmowe plenery, przedstawiające Kazimierz nad Wisłą, pokontemplować sceny rodzajowe (jak ta, przedstawiająca żydowskie wesele).
Pełna uroku jest postać Ajzyka Kałamutkera, kreowana przez Maksa Bożyka (który, nota bene, przeżył zagładę).
W mojej głowie uparcie powstaje gdybanie: jak wyglądało by dzisiejsze życie nas wszystkich, gdyby żydowska część Polski nie została tak bestialsko amputowana. 
Dobrze, że zostały takie filmy. Że można sobie pomarzyć, pofantazjować, powyobrażać świat, którego już nie ma.

"Judel gra na skrzypcach" (1936), reż. Jan Nowina-Przybylski, Józef Green