"Wenn Du reisen willst, mußt Du die Geschichte dieses Landes kennen und lieben".

niedziela, 7 grudnia 2014

O kościołach i Kalwarii Pacławskiej

Pojechaliśmy na Śląsk.
W zamyśle miał być Przemyśl. Miasto na wzgórzach. Miasto kościołów, kilku wyznań i narodowości. Miasto – twierdza, galicyjski mikroświat, brama Pogórza Dynowskiego. meandry Sanu, które kiedyś podziwialiśmy pod Dynowem na rowerowej wyprawie.
tunel Przeworskiej Kolei Dojazdowej w Szklarach

Pojechaliśmy na Śląsk, bo do Przemyśla koleją jedzie się długo za długo. Z niechodzącym, ale chętnym do raczkowania dzieckiem długa podróż, choćby pociągiem jest średnio dogodna. Zgaduję, że przed wojną było szybciej, skoro Przemyśl leży na głównym szlaku kolejowym. Ponoć przed wojną podróż Luxtorpedą do Zakopanego trwała niecałe trzy godziny – o wiele krócej niż teraz - ot paradoks.
Przemyśl kojarzy nam się pozytywnie, choć byliśmy tam dawno temu tylko chwilę. Ugoszczono nas tam od serca w pewnym rodzinnym barze pracowniczym w podziemiach urzędu pracy. Domowe jedzenie, sympatyczny small talk i wspaniałe domowe ciasto, które dostaliśmy na drogę.
Wtedy też „wspięliśmy się” na malowniczo położoną Kalwarię Pacławską – fakt, że samochodem, ale z pokiereszowaną nogą i kulami byłoby to nie lada wyzwanie.
Tak, sanktuaria są nieodzownym elementem mojego podróżowania.  Wszędzie, gdzie docieram, poszukuję takich miejsc, oczywiście bez żadnej motywacji religijnej, bardziej chodzi o niewinne poobserwowanie fascynującej ludowej obrzędowości; kawałka egzotyki, zamkniętego w puzderku; skrawka przeszłości, często trochę dziwacznego i niezrozumiałego, pewnie dla mnie tym bardziej, osoby chowanej poza religią. W głowie kołaczą wspomnienia z dzieciństwa: zapach kadzidła i różanych płatków, rzucanych pod stopy podczas procesji, bicie dzwonów, tajemnicze obrzędy, zaciekawienie pomieszane ze strachem. Kiedy byłam dzieckiem, babcia zabierałam mnie czasem na Skałkę na procesję podczas oktawy Bożego Ciała. Dla dziecka było to wspaniałe, teatralne widowisko.
Dlaczego lubię kościoły? Dlaczego zawsze i wszędzie je odwiedzam? Tkanka kościoła jest jak pień drzewa, którego kolejne przyrosłe warstwy-słoje mówią o swojej tożsamości i wieku. Kościół to żywa historia – widać tu upływ i wpływ czasu, choć w Polsce najczęściej barok przyćmiewa wszystko, co naprawdę wiekowe. Kościoły to w końcu w większości reprezentacyjna wizytówka kontrreformacji.  Jeśli jednak człowiek ma szczęście, może wygrzebać jakąś perełkę. Gotycki portal w kształcie oślego grzbietu (w Iwkowej), lipową Madonnę z dzieciątkiem (kiedyś w Krużlowej, od dawna w Krakowie), zabytkowe stalle, do dziś używane (w Bieczu), a nawet dzieło Wita Stwosza (kiedyś w Ptaszkowej, dziś w Nowym Sączu). W tym sensie kościoły to ostoja materialnego dziedzictwa. Czas tu inaczej płynie. Kiedy na zewnątrz niewiele się ostało, bo nie raz płonęła drewniana zabudowa, przetaczały się wojny i pożary, rabowali rabusie i żołdacy, w kościołach znajdowały schronienie największe skarby. Kościoły to lustra, w których odbija się historia – lokalna i globalna. Lustra, w których przyglądają się sobie samym społeczności. Z tej przyczyny często bywają o wiele bardziej trójwymiarowe niż otoczenie.
Kalwaria, jak to kalwaria, może trochę bardziej malowniczo położona niż słynna małopolska, zwana Zebrzydowską od nazwiska fundatora. Może bardziej prowincjonalna albo raczej kameralna. Z mniejszą rzeszą pielgrzymo-turystów. W głowę zapadły mi XVII-XVIII wieczne malowidła w kruchcie kościoła, przedstawiające cuda, które zdarzyły się za sprawą Madonny Pacławskiej. Jeśli mnie pamięć nie myli jest tam nawet żyd, cudownie uratowany przed utonięciem w odmętach Sanu.

A więc pojechaliśmy na Śląsk. I do Zagłębia, szukać rodzinnych śladów. Śląsk okazał się równie gościnny, jak Przemyśl. Zagłębie podobnie. Ale o tym innym razem.

piątek, 17 października 2014

Nieobecność

Nie było mnie tu długo, bardzo długo.

podróżuję w głąb siebie
w czytane zbyt wolno książki
w zmęczenie
w nieliczne momenty, kiedy napawam się byciem sam na sam
w rzadko nieśpiesznie wypijaną kawę
w ciągły niedoczas i niedospanie

w uśmiech nowego towarzysza podróży
w tęsknotę za nim, kiedy na chwilę odchodzę daleko:)

a podróży po świecie niewiele, 
wszystko ciągle przed nami!