"Wenn Du reisen willst, mußt Du die Geschichte dieses Landes kennen und lieben".

niedziela, 29 listopada 2015

Wroclove z perspektywy 95 cm. Dzień Pierwszy

Ile razy jestem we Wrocławiu, tyle razy chodzę utartymi wcześniej ścieżkami. 

Niegdysiejsze wrocławskie must see to gotyckie kościoły, synagoga, Muzeum Narodowe z kolekcją sztuki średniowiecznej, Panorama Racławicka i Odra z każdej możliwej perspektywy.

Tym razem kompromisowo wybraliśmy program uniwersalny (czyli taki, który całej naszej trójce bez wyjątku mógłby sprawdzić radość), choć z oczywistych względów dostosowany do możliwości dwulatka+

Bez planowania, za pięć dwunasta, podążając tramwajem z tymczasowego lokum w dzielnicy Krzyki ustaliliśmy listę priorytetowych zadań:
*wytropić krasnale (kolega podpowiedział, że w przypadku jego syna bardzo się ten patent sprawdził);
*odwiedzić Kolejkowo, którego istnienie wytropiliśmy w internecie (klik);
*rzucić okiem na jatki z figurkami zwierząt rzeźnych (wiadomo zwierzątka są bardziej atrakcyjne od udnych kościołów);
*zobaczyć słynny ogród zoologiczny ze wspaniałym Afrykarium, a przy okazji Halę Stulecia (dla każdego coś dobrego);

Dzień Pierwszy.




















Zaczął się od wizyty na placu zabaw w Parku Klecińskim, gdzie mimo wiatru i chłodu spędziliśmy dwie godziny. Plac zabaw okazał się świetnie zaprojektowany, zbudowany z naturalnych materiałów (drewno, piasek, "zielony" tunel, obrośnięty pnączami), a co najważniejsze zjeżdżalnie i konstrukcje do wspinania pomyślane zostały jako sprawnościowe wyzwanie dla dzieci w różnym wieku.

Następnie 15nastką udaliśmy się do centrum, po drodze mijając starą zajezdnię i Sky Tower, na którą można się wzdrapać, żeby popodziwiać panoramę Wrocławia.



















Pierwsza konfrontacja z wrocławskimi krasnalami odbyła się na Świdnickiej. Wypadła pomyślnie:) Potem udaliśmy się na spacer - zachwycił nas przede wszystkim modernizm niemiecki, jakże odmienny od znanego nam krakowskiego. 

Dłuższą chwilę spędziliśmy przed "Renomą", autorstwa berlińskiego architekta Hermanna Dernburga (klik), podziwiając złocistą fasadę i wyobrażając sobie jej skończony kształt, który nigdy nie powstał.

Wzdłuż miejskiej fosy, spacerowym deptakiem powędrowaliśmy do Międzynarodowego Forum Muzyki. Według przeczytanego post factum Filipa S. budynek większe wrażenie robi od środka. Zostaliśmy na zewnątrz, słuchając wyobrażonej symfonii w wykonaniu krasnalowej orkiestry.


















Stąd tylko dwa kroki (ale jakże długa to była droga) dzieliły nas od Dworca Świebodzkiego. Po drodze minęliśmy imponujący, choć zaniedbany budynek Nowej Giełdy i stadko kaczek w fosie. Tablicy informacyjnej nawet nie próbowaliśmy przeczytać, wróżąc rychłą kąpiel w fosie ciekawskiego dwulatka. Po drugiej stronie widnieje monumentalny budynek, który z daleka zdawał nam się  budynkiem Dworca (może przez neogotyckość) - w rzeczywistości to budynek Sądu.

Kolejkowo jest gratką dla wszystkich, którzy kochają świat w miniaturze. Nas też urzekły detale i scenki rodzajowe: żony niewiernych mężów w akcji, bezdomne niebieskie ptaki pod chmurką, realistycznie i w szczegółach odtworzony stary wiadukt wzdłuż ul. Bogusławskiego, kondukt pogrzebowy pod kościołem na górce, murale na opuszczonym przemysłowym budynku. Do tego te wzystkie typowe dla miasta dźwięki i kolory, któe nadają mu właściwy koloryt: szczekające psy, uliczny harmider, dzwoniące tramwaje, zapalające się o zmroku światła.

A nasyp kolejowy na Bogusławskiego (niedaleko Capitolu) kropka w kropkę i pewnie niezupełnie przypadkowo przywiódł mi na myśl podobny, widziany kiedyś w Berlinie.


















Pracowity dzień zakończyliśmy przy Pomniku Zwierząt Rzeźnych. Wrocław ma zdecydowanie ładne i bezpretensjonalne pomniki (koło Capitolu minęliśmy inny z grupą przechodniów w roli głównej). Właśnie takich, bezpterensjonalnych instalacji  brakuje mi w Krakowie.  Nie mówiąc o tym, że krasnoludki są świetną formą  zabawy, bardzo udanie pomyślaną atrakcją, którą wykorzystywać można na tysiąc sposobów, wplatając ją w interaktywne formy promocji miasta.